Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2011

Dystans całkowity:464.16 km (w terenie 231.00 km; 49.77%)
Czas w ruchu:18:26
Średnia prędkość:25.18 km/h
Maksymalna prędkość:38.00 km/h
Maks. tętno maksymalne:197 (0 %)
Maks. tętno średnie:177 (0 %)
Suma kalorii:15940 kcal
Liczba aktywności:7
Średnio na aktywność:66.31 km i 2h 38m
Więcej statystyk

Kiekrz

Niedziela, 26 czerwca 2011 · Komentarze(0)
Kategoria Trening
Miało być spokojnie, tętno do 150 max 160 a wyszło jak zawsze :) Fakt faktem, do malty się kulałem w granicach tych 150hr ale potem przestałem jakoś zwracać uwagę na puls i jechałem w swoim tempie ok 175hr. Na poligonowej szosce trochę przesadziłem, za co surowo potem zapłaciłem hehe :) I czuć było skutki sensacji żołądkowych z wtorku i środy, noga nie podawała tak jak powinna.

hr1 50-60%: 05:22
hr2 60-70%: 25:02
hr3 70-80%: 1:18:39
hr4 80-90%: 1:20:36
hr5 90-100%: 06:58

trening polska na rowery

Wtorek, 21 czerwca 2011 · Komentarze(0)
Kategoria Trening
W końcu wybrałem się na owy trening, rundka na dziewiczą i z powrotem, powrót ciapągiem z powodu koszmarnego bólu żołądka - 2 dni na dietce...

Pierwszy szosowy wyścig - Pobiedziska

Niedziela, 19 czerwca 2011 · Komentarze(0)
Kategoria Zawody
O Wyścigu o Puchar Burmistrza Pobiedzisk słyszałem odkąd się przeprowadziłem do gminy czyli jakieś 3 lata temu. Niestety zawsze kolidował a to z żaglami, a to z imprezami mtb więc zawsze musiałem obejść się smakiem. W tym roku byłoby podobnie, zbliżał się czerwiec więc i czas wyścigu, zacząłem szukać info - okazało się, że ma być to impreza tylko dla posiadaczy licencji masters więc o starcie mogłem pomarzyć. Przychodzi dzisiejszy dzień, zacząłem przygotowywać aparat i mówię, a to sobie wejdę na stronę sprawdzić o której cała ta impreza ma się zacząć. Ku mojemu zaskoczeniu ujrzałem zapis "prawo startu mają ... oraz nie posiadający licencji". Wszystko byłoby super, gdyby nie byłaby to godzina 10 a moje szosowe dętki były sprawne. Jedyna wąska guma miała na pół urwany wentyl, podkleiłem go super glue i o dziwo trzymał się :D Do drugiej opony upakowałem tradycyjną dętkę mtb, szybka kontrola ciśnienia i można śmigać. Dołożyłem rogi, kapnąłem rohlooffem na łańcuch i do auta. Wyjechałem o 11:15, do 11:30 były zapisy. W biurze zawodów jeszcze zamieszanie czy mogę startować na mtb, decyzja pomyślna. No to startujemy :) W regulaminie amatorzy mieli jechać jedno kółko + dojazd, w sumie 21km i tak też się przygotowywałem pod względem picia i jedzenia. Sędziowie jednak uznali, że to mało i 3 kółka będą dobre :D Ze sprintu 21km nagle zrobił mi się całkiem niezły wyścig 51km. No nic, jakoś to będzie...czas startu, w porównaniu do mtb baaardzo spokojnie, żadnego pchania się, tętna 200 i tym podobnych rzeczy. Przez pierwsze 10-12km jadę w głównym peletonie, w dość charakterystycznym rwanym tempie (oczywiście jak na moje przyzwyczajenia mtb), raz spokojnie z tętnem 155 by za chwilę przyspieszyć i wskoczyć na hr 185. Po skręceniu w boczną drogą i dostaniu wiatru w plecy niestety zagapiłem się, grupa odjechała i mimo prób dojście było niemożliwe. Tętno szalało, więc postawiłem na starą dobrą technikę - zwolnię i poczekam na jakieś małe grupki, żeby odsapnąć. Z racji tego, że to liga masters, jako "młody" niechętnie byłem zmieniany z czoła (co tam, że mam kierę 62cm, rower 10kg a nie 7 i aerodynamikę cegły) i dopiero gdy prawie umierałem ze zmęczenia ktoś się wysuwał. Przy okazji dawał tak w palnik, że o utrzymaniu się mogłem tylko pomarzyć. Suma sumarum przez jakieś 2/3 dystansu jechałem sam, przy wietrze 6-7m/s...jak już jestem przy pogodzie, od początku wyścigu się chmurzyło. Wszystko jednak przechodziło jakoś bokiem, raczej prawie wszystko. Na ostatnim kółku jak przypierdoliło deszczem, to momentami nie widziałem gdzie jadę. W jakąś minutę byłem kompletnie przemoczony a w butach zaczęło chlupać :D Momentalnie, z całkiem przyjemnych ~20*C zrobiło się chyba z 5*C, pięknie rozgrzane mięśnie zostały schłodzone gradem - okropne uczucie. Chmura po 3min przeszła, wyszło słoneczko i od razu noga zaczęła lepiej podawać :) Do mety całkiem szybko się dokulałem, tam wymiana słów z gościem z Pyrcyka z którym trochę jechałem, uścisk dłoni i czas trochę się rozkręcić. Rower do auta i do domu, szybki prysznic, makaron i z powrotem do Pobiedzisk. Numer oddany, dekoracja - ooo, nawet wyczytali mnie :D V miejsce w M20, medal zawieszony, pamiątkowe foto z burmistrzem i organizatorami i czas do domu :)

Ze startu jestem zadowolony, jak na moją słabą formę i niezbyt sprzyjająca pogodą średnia jest nawet niezła :) Warto jeszcze zaznaczyć, że trasa taka płaska nie była

hr avg 177
hr1 (50-60%): 00:00
hr2 (60-70%): 00:05
hr3 (70-80%): 05:24
hr4 (80-90%): 59:51
hr5 (90-100%): 27:30

Zielonka + PK Promno

Niedziela, 12 czerwca 2011 · Komentarze(0)
Kategoria Trening
Niedzielny wypad w doborowym towarzystwie, nawet całkiem niezłe tempo wyszło. Biskupice - Wronczyn - Zielonka - Promno - Nowa Górka - Wagowo - Jezierce - Gołuń - Pobiedziska - Tuczno - Biskupice. Trasa zawiła ale całkiem przyjemna, od Gołunia do Pobiedzisk (ok.4km) na szosce ostrzejsze tempo, puls nie schodził poniżej 189. Reszta raczej spokojnie :)

avg hr tylko 140, liczone z przystankami

poznań

Piątek, 10 czerwca 2011 · Komentarze(0)
Kategoria Trening
Biskupice - dworzec główny - cytadela (xc) - malta (trochę xc) - dworzec wschód

Dojazd do mosiny

Niedziela, 5 czerwca 2011 · Komentarze(0)
Kategoria Trening
Biskupice - malta - mosina, mocne tempo żeby zdążyć przed maratonem :)

hr 50-60%: 00:16
hr 60-70%: 06:33
hr 70-80%: 26:12
hr 80-90%: 1:12:36
hr 90-100%: 03:54

łogień Puszczykowo

Piątek, 3 czerwca 2011 · Komentarze(0)
Kategoria Trening
Motyw przewodni wypadu to objazd trasy maratonu w Mosinie. Na 17 umówiliśmy się z Arkiem w Puszczykowie, ja dojechałem rowerem przez Maltę, NSR itd, do miejsca spotkania miałem średnią ~25km/h więc całkiem miło :) Potem od razu wjechaliśmy na trasę, zaczynając od podjazdu z trasy XC i z małymi utrudnieniami przejechaliśmy przez Puszczykowo. Reszta trasy maratonu to piach piach i jeszcze raz piach, trasa szybka ale w ogóle nie mogłem się wkręcić - średnia spadła do 22,5km/h :o. W pamięci zapadł mi zajebiście fajny odcinek nad jeziorem Jarosławskim, szybki, dość kręty singiel z korzeniami itp. Super :) Po 19 dojechaliśmy do Szreniawy, a ja musiałem zdążyć na banę o 19:50 odjeżdżająca z głównego. Totalny ogień i ile sił w nogach dojechaliśmy na peron o 19:51 (ok. 17km w 35min w tym sporo po mieście), ciapąg na szczęście miał 20min spóźnienia. Z tego całego zamieszania zapomniałem kupić czegoś do picia, w pociągu suszyło mnie strasznie a każdy dźwięk otwieranej puszki był katorgą :D W sklepie dopadłem Colę i żółwim tempem dokulałem się do chaty.