Pierwszy szosowy wyścig - Pobiedziska

Niedziela, 19 czerwca 2011 · Komentarze(0)
Kategoria Zawody
O Wyścigu o Puchar Burmistrza Pobiedzisk słyszałem odkąd się przeprowadziłem do gminy czyli jakieś 3 lata temu. Niestety zawsze kolidował a to z żaglami, a to z imprezami mtb więc zawsze musiałem obejść się smakiem. W tym roku byłoby podobnie, zbliżał się czerwiec więc i czas wyścigu, zacząłem szukać info - okazało się, że ma być to impreza tylko dla posiadaczy licencji masters więc o starcie mogłem pomarzyć. Przychodzi dzisiejszy dzień, zacząłem przygotowywać aparat i mówię, a to sobie wejdę na stronę sprawdzić o której cała ta impreza ma się zacząć. Ku mojemu zaskoczeniu ujrzałem zapis "prawo startu mają ... oraz nie posiadający licencji". Wszystko byłoby super, gdyby nie byłaby to godzina 10 a moje szosowe dętki były sprawne. Jedyna wąska guma miała na pół urwany wentyl, podkleiłem go super glue i o dziwo trzymał się :D Do drugiej opony upakowałem tradycyjną dętkę mtb, szybka kontrola ciśnienia i można śmigać. Dołożyłem rogi, kapnąłem rohlooffem na łańcuch i do auta. Wyjechałem o 11:15, do 11:30 były zapisy. W biurze zawodów jeszcze zamieszanie czy mogę startować na mtb, decyzja pomyślna. No to startujemy :) W regulaminie amatorzy mieli jechać jedno kółko + dojazd, w sumie 21km i tak też się przygotowywałem pod względem picia i jedzenia. Sędziowie jednak uznali, że to mało i 3 kółka będą dobre :D Ze sprintu 21km nagle zrobił mi się całkiem niezły wyścig 51km. No nic, jakoś to będzie...czas startu, w porównaniu do mtb baaardzo spokojnie, żadnego pchania się, tętna 200 i tym podobnych rzeczy. Przez pierwsze 10-12km jadę w głównym peletonie, w dość charakterystycznym rwanym tempie (oczywiście jak na moje przyzwyczajenia mtb), raz spokojnie z tętnem 155 by za chwilę przyspieszyć i wskoczyć na hr 185. Po skręceniu w boczną drogą i dostaniu wiatru w plecy niestety zagapiłem się, grupa odjechała i mimo prób dojście było niemożliwe. Tętno szalało, więc postawiłem na starą dobrą technikę - zwolnię i poczekam na jakieś małe grupki, żeby odsapnąć. Z racji tego, że to liga masters, jako "młody" niechętnie byłem zmieniany z czoła (co tam, że mam kierę 62cm, rower 10kg a nie 7 i aerodynamikę cegły) i dopiero gdy prawie umierałem ze zmęczenia ktoś się wysuwał. Przy okazji dawał tak w palnik, że o utrzymaniu się mogłem tylko pomarzyć. Suma sumarum przez jakieś 2/3 dystansu jechałem sam, przy wietrze 6-7m/s...jak już jestem przy pogodzie, od początku wyścigu się chmurzyło. Wszystko jednak przechodziło jakoś bokiem, raczej prawie wszystko. Na ostatnim kółku jak przypierdoliło deszczem, to momentami nie widziałem gdzie jadę. W jakąś minutę byłem kompletnie przemoczony a w butach zaczęło chlupać :D Momentalnie, z całkiem przyjemnych ~20*C zrobiło się chyba z 5*C, pięknie rozgrzane mięśnie zostały schłodzone gradem - okropne uczucie. Chmura po 3min przeszła, wyszło słoneczko i od razu noga zaczęła lepiej podawać :) Do mety całkiem szybko się dokulałem, tam wymiana słów z gościem z Pyrcyka z którym trochę jechałem, uścisk dłoni i czas trochę się rozkręcić. Rower do auta i do domu, szybki prysznic, makaron i z powrotem do Pobiedzisk. Numer oddany, dekoracja - ooo, nawet wyczytali mnie :D V miejsce w M20, medal zawieszony, pamiątkowe foto z burmistrzem i organizatorami i czas do domu :)

Ze startu jestem zadowolony, jak na moją słabą formę i niezbyt sprzyjająca pogodą średnia jest nawet niezła :) Warto jeszcze zaznaczyć, że trasa taka płaska nie była

hr avg 177
hr1 (50-60%): 00:00
hr2 (60-70%): 00:05
hr3 (70-80%): 05:24
hr4 (80-90%): 59:51
hr5 (90-100%): 27:30

Komentarze (0)

Nie ma jeszcze komentarzy.
Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa jlrek

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]